środa, 29 kwietnia 2020

budzikom śmierć !@

Siedzimy sobie w domu,spędzamy czas razem z X-menem i jesteśmy tak sobie po cichutku szczęśliwi.
Wstajemy kiedy już nie możemy leżeć,chodzimy z Rudką na spacery,pijemy wino bycząc się na huśtawce.Jest dobrze!!!
Kupiłam sobie kwiatki,posadziłam na parapecie przy huśtawce i wywlekłam z domowych pieleszy dżunglę;).


Kwiatki to pelargonie czerwone i złoty deszcz - żółty.Nie wiedziałam że są kwiatki o tej nazwie!!! Złoty deszcz....no ale ładnie wyglądają więc ok;).
Od zeszłego roku mamy zamiar pomalować na nowo salon i sypialnię.Nawet na sypialnię farba została dawno temu kupiona!!! Jest bardzo ładna,delikatna,taki jaśniutki odcień błękitu. Tak pomalujemy ściany trzy i sufit,czwarta ściana będzie ciemniejsza.Ale to dopiero pokażę.Wczoraj i dziś X-men malował.Mieliśmy jakieś tam plany na weekend ale z powodu wypadku i bólu mostka daliśmy sobie spokój .Ucięłam jazdy samochodem ,niech odpoczywa od kierownicy.
Chodzimy na spacery które i tak go lekko męczą.Niemniej robimy po te 5 km dziennie,Rudka zadowolona a i my też;)).
Taka sytuacja - chodzimy na tereny górki środulskiej.Po stronie parku bo reszta już zniwelowana i zniszczona przez durne budowy.Weszliśmy tak na wpół zbocza,cień,ławeczka,myślę dychniemy,X-men odpocznie bo zapomniał jak się chodzi przez półtora miesiąca za kierownikiem).
Siedzimy,przyjemnie,nikogo,NIKOGO w zasięgu wzroku,zdejmuję maseczkę i ..............................pamiętacie film "Truman show" z Jim Carrey?
No jak chciał zboczyć z prostej drogi to nagle tłum się wyłaniał i chodzili ludzie w te i w tamte?
No to ściągam maseczkę i ................podjeżdża wóz dostawczy zieleni miejskiej,wysiada facet i zmienia worek w koszu na śmieci.............wtem ,nagle pojawiają się dwaj faceci pchający swoje rowery a z drugiej strony nadciąga baba na spacerze.
NIE DO UWIERZENIA !!!!!!!!!!!!!!!
Oczywiście maska ląduje na paszczy.Po chwili wkurzeni wstajemy i idziemy dalej a oni...........NIKNĄ w dali sinej.
Hmmmmmmmmmmmmmmmmm....................
A to zdjęcie jak wygląda postęp prac malarskich.
X-men sam maluje acz idzie to powoli z powodu słabości jeszcze pewnej.Sufit pędzlem leci bo niestety ja kiedyś tam malowałam wałkiem i to kilak razy ale trzeba skrobać farbę.Wałkiem już się nie da. X-men za słaby a i front robót się z nagła powiększył,mamy zajęte kilka ostatnich dni od świtu do nocy.Pomagać będzie mój chłop dzieciom,trzeba pruć sufity coby podciągnąć wodę na poddasze.Oj będzie się działo;)))).

czwartek, 23 kwietnia 2020

ja się wyleguję na huśtawce a mój X-men....

nie ma nic za darmo niestety.
Huśtawka okazała się prawdziwym hitem,nawet Rudka chwilkę ze mną poleżała.Jestem za długa by na niej spać;))).Siedzisko ma tylko 160cm,niestety mnie by było potrzebne dla wygody 190cm(bo mam 180cm wzrostu) no ale półleżąc też można fajnie wypocząć.Tylko że nie bardzo jest po czym.Za to kawa ,winko,muffinki które Młoda upiekła same nie znikną a dupa rośnie;)).
Kupiłam doniczkę oraz pelaśki i mam czerwono na parapecie.Wyniosłam juki i mam dżunglę, tylko nadal Tarzana brak....


Może jeszcze coś dokupię ale to trzeba jechać do marketu,bo chciałam duże donice i jakieś rozłożyste.Muszę też jukom zmienić doniczki bo potrzaskane,często wiatr je wywraca na tarasie a stoją przez pól roku rok w rok na nim.
Byłoby cudnie gdyby nie te bloczydła;(.Szybko słońce ginie za nimi i trzeba zmykać z tarasu bo o tej porze roku robi się jednak chłodno w cieniu.

A co z Tarzanem a raczej X-menem wszak już wracał do domu ?
Przeżył półtora miesiąca tułaczki w dobrym zdrowiu.Przeżył wjazd do Włoch ,Węgry i kontrole graniczne a tuż przed naszą granicą,wczoraj jeszcze po stronie Słowackiej miał wypadek.....
Siedem kilometrów do granicy...SIEDEM !!!!!!!!! a tu bum.
I to nie z jego winy...
Zobaczył z oddala korek,nawet usłyszał jak ktoś opony pali,zwolnił, wyhamował spokojnie,chciał stanąć i ....tir mu w dupę wjechał z rozpędem... X-men master truckiem,lekki bo bez towaru,tamten wielki z naczepą i towarem na pace....
X-men znalazł się w potrzasku pomiędzy dwoma pojazdami.Z przodu wielki,z tyłu wielki i cóż.Auto z przodu harmonijka,z tyłu też zdrowo oberwał a uderzenie było tak silne że raz że pasy się mocno napinają - to boli a potem pasy się zluzowały ale nie zdążyły znów napiąć i uderzył klatką w kierownicę.To już prawie trzy lata mijają jak miał sławetny wypadek i złamany mostek.OD razu ból w klatce,karetka,szpital,badania ,rtg ale na szczęście złamanie się nie odnowiło.Ale boli.( Kierowca tego tira z tyłu się tłumaczył że nie zauważył i że przecież wpadł na X-mena bo mu jakaś skoda w tyłek wjechała.....Skoda ?!? Waży może z tonę.Tir - najmniej 20 ton...to jakby mrówka słonia pchała....Co za dupek...) I kiedy X-men wrócił ze szpitala to się okazało że dwaj tirowcy się ze słowacką policją dogadali że zniszczenia pierwszego tira są z jego winy bo NIE MA DROGI HAMOWANIA ( a jak ma być skoro zdążył się zatrzymać?!?) ,i ten co na niego najechał...pojechał......Zwiał!!! Dobrze że X-men zdjęcie protokołu zrobił,bo mu tamtejsza policja udostępniła go.A i jeszcze zdążył zrobić zdjęcia kierowy tira i tego jak mu siadł na dupie.
Niestety musiał zapłacić mandat choć walczył do upadłego. W końcu Słowacy stwierdzili że może oddać sprawę do sądu ale nie wiedział czy mu nie zabiorą prawa jazdy....
Już miał być w domu a na razie czeka na lawetę ,od wczoraj i dopiero jutro zjedzie do domu.
Człowiek boi się wirusa a tu kopa z innej strony dostaje....

środa, 22 kwietnia 2020

jak nie masz co robić weź się za porządki prawdaż....

No to się wzięłam.Bo akurat ból ucha zelżał a nawet znikł.
Niestety tylko jak się okazało na 12 godzin.Rankiem się pożegnaliśmy,wieczorem powrócił w innej formie,bo walił w węzeł chłonny z lewej strony szyi a potem do mózgu mi wbijał szpilę.Zawsze to odmiana....Ja niestety jednak zmęczona byłam tym bólem,bo nie szło go uśpić/zneutralizować.Kolejna noc nieprzespana.W dzień jakoś uciekał a może zbyt zajęta różnymi rzeczami nie czułam go tak mocno?
Nic to.Firanki sobie uszyłam do salonu,zasłony były jeszcze przed bólem ucha poprawione,te co wiszą warto by zmienić to się wzięłam za robotę.Okazało się że materiał na firanki kupowany na raty w lutym na jedno okno,w marcu na drugie się był okazał INNY !!! Pomimo tej samej referencji,wysokości,kodu,nazwy i na pierwszy rzut oka wzoru....
Uch, znam te możliwości dostawców/producentów i powinnam sprawdzić no ale....Uszyłam jednak,Młoda weszła,spojrzała e tam,nie widać różnicy,kto by się im tak mocno przyglądał ?. No to wiszą bo co mam zrobić.A ładne są,delikatne,z niewielkim dyskretnym połyskiem na wzorze.


Zmieniając zasłony niechcąco całkiem popsułam (zjebałam) karnisz....Ukręciłam oczko,i rurka nie ma na czym wisieć.Gdyby nie przelotki,tobym karnisza nie ruszała ,niestety do nich trzeba odkręcać różne śrubki żeby na rurkę zasłony nałożyć.Spec taśmę przykleiłam,jest krzywo ale oj tam,do przyjazdu X-mena musi tak być.Trzeba będzie je wymienić.Wrrr.


Niedługo mam urodziny,nie lubię tego dnia bo za bardzo mi przypomina iż bliżej niż dalej niestety.Razu pewnego matka przyszła (mieszka nad nami w jednym domu,to tylko kilka schodów ,z pierwszego piętra) i rzuciła kasą.Dostała trzynastkę to postanowiła zrobić mi prezent urodzinowy.Masz i kup sobie coś.
No to kupiłam ;))))))))))))))


Pogoda niestety dziś niewyględna,i nie wiem czy skorzystam ale dwa dni twardo na niej przesiadywałam.Zamówiłam zieloną a przyszła czarna,stoliczek chciałam czarny a przyszedł szary ale oj tam nie będę się handryczyć.Czarne mnie wkurza i na pewno daszek uszyję z czegoś kolorowego;).Ale to jak X-men wróci.

Pisałam że jechał do Włoch.
Na trasie w poprzek stał mu odcinek Lombardii ( ten najbardziej dotknięty przez wirus okręg,gdzie 15 ml ludzi ma kwarantannę,tak przynajmniej pisali i pokazywali jak jeszcze oglądałam tv.)

Jechał z duszą na ramieniu ,zastanawiał się co go spotka na granicy i ...........NIC !!!
Kurwa nic ! Celnik gdy zwalniał przy nim,podniósł przyłbicę,się zaśmiał,machnął ręką i sobie poszedł w dal siną.Znaczy jedź durniu jeśli musisz....
No to pojechał.Lombardię przeciął jadąc autostradą.No pustawa ale nic poza tym.Być może na zjazdach kontrole itepe .
Na miejscu,siedział cały czas w szoferce,tylko drzwi paki otworzył do załadunku i fru z powrotem.Niestety uziemiony teraz na parkingu na Węgrzech ,po rozładunku czeka na zlecenie do Polski bo w końcu chce wracać!!!
c.d.n

sobota, 18 kwietnia 2020

co tam słychać w wielkim świecie i w naszej pipidówie?

ano X-men rozbija się nadal po Europie.Chce wracać jednak wyznaczyli mu jeden jeszcze kurs,kurs który mnie dobija do jedzie do Włoch....
Miał ostatnio kilka postoi długodystansowych bo święta,bo czekanie na towar bo...Naprawdę aż szkoda że ten wirus nie pozwala na zwiedzanie;(. Ostatnio parkował w ślicznych okolicznościach przyrody gdzieś w Danii...
---jak najedziesz na zdjęcie myszką i zrobisz klik to się powiększy;))))


Ja się cieszyłam bo miał wrócić na weekend a tu dupa,niestety.Wyjechał 8 marca,to ma rekord bycia poza domem w trasie.Wróci do zupełnie innej rzeczywistości,przecież jak wyjeżdżał to jeszcze,jeszcze było w miarę normalnie....
Żeby nie zwariować w domowej izolacji a szycie maseczek się skończyło,postanowiłam że będę wychodzić z Rudką.Będę i już.Ona utyła przez to siedzenie w ogródku ja też mam boczki czyli obu nam to dobrze zrobi.I akurat zamknęli parki....A!A!A!

Do parku mam blisko, jakieś 700 metrów i można iść wzdłuż,bo prowadzą tam uliczki i alejki.No to chodziłam okrążając go co ranek a że Rudka wbiegała głębiej,to już jej psia sprawa.A w parku byli ci z Zieleni Miejskiej.Grupki po kilka osób grabiły liście,sprzątały śmieci,bezmaseczkowe zgrupwania .A ja z psem nie mogę ,no!!!
Tu Rudeńka od dupy strony,wygląda jak rasowy Chow-Chow.Po kąpieli,z podciętym futrem na tyłku i ciut grubsza niż normalnie;))))
I takie tam ładnie kwiatuszki wiosnenne,muszę sprawdzić co to .



Kocisko ,Kubunia mój czuje się znacznie lepiej,znaczy sranko być musiało.We wtorek,po świętach poleciałam mu specjalnie po mokrą karmę,bo wet rzekł żeby mu częściej taką dawać,no i nie chciał jeść suchej.Powoli,powoli zaczynał skubać.Kosztowne to chorowanie,bo nawet mokrą saszetkę czy puszeczkę poliże,coś tam skubnie i trzeba wyrzucić.Dziś chrupał suche,myślę że już całkiem doszedł do siebie.


Normalna praca dawała mi pewną wolność.Z ogromną przyjemnością wychodziłam z domu po latach siedzenia ( bo sklep w podziemiu u nas przecież miałam) Frajdą nawet było jeżdżenie tymi autobusami z przesiadką.Teraz mi to wirus zabrał,czego nie umiem przeboleć.Żeby nie zwariować postanowiłam spróbować zrobić nalewkę/winko/cokolwiek z kwaitków forsycji;))))
Uzbierałam tego 300gram a spędziłam pół dnia na dworze w ogródku co też było niejaką zaletą.Wsadziłam urobek do słoja,zasypany cykrem i pokropiony sokiem z cytryny fermentuje.Zobaczymy co dalej ;))).



I ta moja niewielka aktywność została dziś ukrócona ku mojej rozpaczy.Wczoraj wieczorem dopadł mnie paskudny ból.Noc była ciężka.Ból ucha.Szpila wwiercała mi się znienacka w mózg,uderzenia były niespodziewane,bez zapowiedzi....Pomogła trochę aspiryna.Rankiem Młoda poleciała do apteki i kupiła mi jakieś krople oraz olejek kamforowy.Miałam plany na ten dzień ale go przeleżałam,przespałam, no jakoś dobijam do nocy.Ataki bólu zelżały,może do jutra przejdzie ? Aspiryna rządzi....

poniedziałek, 13 kwietnia 2020

zwierzęta też chorują i to w święta!

Mój Kubek to kot wychodzący - w sumie ma gdzie.Czasem wyleguje się na słońcu,czasem broni terytorium a czasem niestety coś zeżre trefnego.
Koty rzygają i to jest normalne.W to "kłaczek" ,a to za dużo na raz,a to coś tam.Wywali co trzeba na zewnątrz, otrzepie się,poleży i jest dalej gotów do działania.NIE TYM RAZEM.
Pewnie pierwsze rzygi były na dworze i nie zauważyłam.Jednak w oczy rzuciło się nieruszane jedzonko a czasami w nocy podjada.Ma w miseczce zawsze suche.Rankiem w piątek podprowadził mnie do miski ,myślałam że nie smakuje ta karma ( było napisane że z łososiem hyhyhy) to wymieniłam i dałam z wołowinką.Powąchał ale nie ruszył.Podszedł do wody i tyle. Za to późnym popołudniem,będąc już w domu puścił solidnego pawia z dźwiękiem ( kto ma kota ten wie) ku mojemu zaskoczeniu była to żółtawa woda z pianką.Wyglądało na to że jest oczyszczny z jedzenia,znaczy nie jadł już kawałek czasu lub wcześniej rzygał.

No nic,będziemy obserwować.Puścił pawia jeszcze ze trzy razy,nie było za ciekawie,pomyślałam że coś mu tam utkwiło w żołądku i męczy.
Sobota- słabł.Rzygał pianką.Raz żółtą,raz białą,przezroczystą....Ja bez środka lokomocji i kierowcy( mam prawo jazdy ale od czasu dinozaurów nie jeżdżę)....stwierdziłam że jak co ,to szukam pomocy w niedzielę ,czytaj Wielkanoc.
Nie,no szukałam wcześniej po internetach ale w sobotnie,przedświąteczne południe zapomnij o weterynarzu czynnym w mieście,a miasto jedno z większych !.
Noc była ciężka,pianka wychodziła z kocura kilka razy.Dobrze że bezbarwna i bezzapachowa. Ostry dyżur pełnił mój gabinet weterynaryjny w mieście ościennym ale dopiero od 18.......I to trzeba było się nagimnastykować by się dowiedzieć.Oficjalnie na stronie gabinetu pisze że mają pomoc całodobową o czym zresztą wiedziałam wcześniej.Gabinet polecam w ciemno bo mi Rudeńkę uratowali,kiedy nikt nie wiedział co jej jest.Część badań nawet zrobiono bezinteresownie,za darmo,lekarze byli zaangażowani,troskliwi i sensowni;)).--------->klik
Dopiero córka na fb znalazła ich stronę i tam pisało że od 18 .oo!....
Trzeba było wytrzymać.Kocur spał to tyle chociaż.Przygotowałam się i z duszą na ramieniu zadzwoniłam po taksówkę.Strach się bać i czy jeżdżą ?!? Bo na piechotę to zajdę o północy....

Tak jeździli ale najpierw musieli znaleźć kogoś kto się podejmie zabrać mnie i kota.Rejestratorka oddzwoniła,zgodziłam się na kwotę i czekałam na taxi.Ubrana byłam w maseczkę,jednorazowe rękawiczki,płyn dezynfekujący w saszetce przy pasku.Sarenka z jelonkiem jakbym na wojnę szła !!!!!! Było dość ciepło,to już zaczynałam się w tej maseczce dusić;(. Taxi była dezynfekowana ponoć,od kierowcy oddzielała mnie szyba z pleksi (zalecane w dobie pandemii).Pojechaliśmy. Dobrze że mnie córka wykopała wcześniej,bo byłam pierwsza,tuż po 18.Nerwy bo wejście zamknięte.Okazało się że wchodzi się bocznym,po uprzednim dzwonieniu domofonem.Wet odebrał,rzekł żebym poczekała ,za chwilę wyjdzie do mnie.na drzwiach wielki napis - wchodzi JEDEN opiekun w maseczce i rękawiczkach!!! Jeśli nie mamy do kupienia u lekarza.
Za mną już ktoś podjechał....
Dobra,wyszedł popytał,uznał że to faktycznie sytuacja ratująca życie i zaprosił do poczekalni.Koszt pomocy zaczynał się od 150zł ale wcale im się nie dziwię...
W poczekalni byłam sama - dobrze że tak zrobili,bo mała.Po chwili weszłam do gabinetu.Pan doktor zbadał temperaturę,w oczyska zajrzał,pomacał i rzekł że coś mu się brzuch nie podoba.Zrobił w sumie dwa zdjęcia rtg- tak,mają wszystko na miejscu,nawet laboratorium i krew mogą od razu zbadać. W przełyku na szczęście nic nie tkwiło ale za to kupa w odbycie tak.I to dwa solidne klocki czopujące wyjście do tego zgazowane.Nie miałam pojęcia że to tak dobrze widać na zdjęciach rtg!
Podczas robienia zdjęć było trochę ceregieli,bo ja Kubunia trzymałam a pan mi fartuch ochronny zakładał.No i dupa bo kontakt jakiś był.Co prawda od tyłu ale jednak;).
Kocisko dostało dwa zastrzory i kroplówkę. Trochę to trwało.Był jednak silnie odwodniony a to szkodzi nerkom.Miałam go obserwować,trzy godziny przetrzymać i najpierw zrobić próbę wody ( jak czarownicy nie ? ) a potem podać roztwór parafiny.Ma ten roztwór dać poślizg dla kału coby kotek mógł spokojnie się wypróżnić.
Najgorzej że on ci jest wychodzący.Nie wie co to kuweta,nie mam zresztą tego w domu.Nawet jak był pogryziony przez psa to go wynosiłam na dwór w celach wiadomych. I jak sprawdzę że się załatwił ? No nie wiem.Chyba na wszelki wypadek dam do te trzy dawki które mam.Najwyżej będzie częściej latał do latryny na grządkę sąsiadki;>>>>
Po wyjściu okazało się że czeka przed wejściem ładna kolejka.
Zwierzęta chorują,czasu nie wybierają.
Tym razem podjechała taksówka bez szyby.Było duszno w tej pieprzonej maseczce,dłonie w rękawiczkach się pociły,zmęczona i zła z tego wszystkiego dojechałam szczęśliwie do domu.
Kubek dostał wigoru,wiadomo kroplówka stawia na nogi.Bardzo chciał wyjść na dwór ale mus było czekać.Podałam w końcu wodę - strzykawką bo nie chciał paskud się napić z miseczki.Pawia nie odnotowałam,to podałam roztwór parafiny.ŁYCH!!!!!!!!!!!!! to musi być paskudztwo.Się otrzepał i przepadł na pół nocy....Mam nadzieję że się załatwił. Rankiem coś zjadł.
Podałam mu drugą dawkę a co tam.Poszedł na dwór a pogoda piękna.
A ja w końcu może sobie odpocznę ?
nocy

piątek, 10 kwietnia 2020

Zapiski z piwnicy czyli maseczki atakują

nie pisałam długo bo szyłam maseczki.Jak zapewne masę osób w tym czasie.

Szyłam dla załogi mojego LM i oby im służyły .

Opis wykonania jednej takiej w miarę szybki,wrzucę na "matyldę" i jest na fb.
Na początku było to 130 sztuk i raczej lajtowe tempo ,potem to się zmieniło w produkcję przemysłową.Siadałam do maszyny koło godziny 7 rano,schodziłam z posterunku po 22,00....


Wierzcie ,nie wierzcie ale po takiej orce trudno zasnąć...huk maszyny słyszysz w głowie,jesteś rozpędzona,chociaż raz noga,raz kark,a raz plecy wyją o odpoczynek.No ale jak tu nie uszyć dla kolegów z pracy?!?
Co dziwne moja dieta w tym czasie - herbaciano-kawowo-bananowo -winna nie sprzyjała chudnięciu....Cóż.Boczki mi urosły za cholerę nie wiem czemu ?
Fakt,córa po pracy robiła szybki obiad i może dlatego? Bo jadałam przed północą prawdaż....

No tak !!! I dlatego miałam maseczkowe sny.Jaki tam wirus-świrus sarenka.Mnie maseczki goniły,atakowały,tonęłam w maseczkach,dusiły,jadały ze mną obiadki a nawet bałam się otworzyć klapę od sedesu bo może jakaś menda wyskoczy ?!?
Znaczy się wino czerwone ,półwytrawne było mocno w tym czasie wskazane;)))

Siedzenie w piwnicy ( tam mam pracownię ) miało swoje dobre strony,nie oglądałam żadnych wiadomości,jedyne co to słuchałam radia....

I kiedy wyszłam po tych dniach odosobnienia do sklepu bo matka już bardzo chciała zakupów na święta pomyślałam że jestem w matrixie !!!!!!!!!!!!!

Jestem w grupie wysokiego ryzyka,tak wynika z apeli,wywiadów i takich tam mądrości,to wyszłam w maseczce.A co !!!


Uszyłam sobie na początku pandemii.Młoda kupiła kilka medycznych ale one są jednorazowe ,znaczy trzymamy na на всякий случай .. to teraz na wyjścia mam bawełnę.Bardzo źle się w tym oddycha.Jeśli jest chłodno,to nie ma problemu,spróbujcie wyjść w tym jak jest upał i zrobić jakiś wysiłek....No a ja przy astmie....Ale cóż.

No to WYSZŁAM DO SKLEPU I ..................uciekłam z powrotem do domu;(.
Najbliżej mam do niejakiej Stokrotki- jakieś 300 metrów ,ma ona spory parking.Stanęłam na wzgórku i zobaczyłam niesamowitą scenę.Wyglądało to na instalację artystyczną a nie na real. Parking opanowany przez zombi ww maseczkach.Stoją nieruchomo,w niby oddaleniu od siebie ale zajmują całą przestrzeń.Każdy z ludzi patrzy w inną stronę.Brrrr...I jak się tu dowiedzieć kto jest ostatni w kolejce o sklepu ?!?

Wróciłam,posiedziałam na kanapie,wypiłam solidną dawkę czerwonego i poszłam kilka godzin później.Ok,nie było nikogo....
Jednak zapomniałam rękawiczek....Mam takie bawełniane.Zaraz po przyjściu piorę w środku dezynfekującym.No super że mam te bukłaki ze srebrem koloidalnym....Bardzo się dobrzy znajomi przydali;))))).
Ale zapomniałam tym razem ich wziąć.Z nerwów nie zauważyłam że leżąprzy wejściu do sklepu te foliowe.Wsadziłam rękę w woreczek,drugą trzymałam chusteczkę jednorazową .Wszystko mi się myliło,wkurzało ,raz chwytałam przez woreczek,raz gołą ręką te rzodkiewki.......Nosz kurwa !!!!!!!!!

Siaty pełne,ciężkie,maseczka na pysku,duszno,pot spływa z czoła ,we wkurwie ją zrzucam...a tu przechodzi ktoś w oddali i wzrokiem mnie zabija....
A!A!A!


Po tym wszystkim w domu,myję ręce,spłukuję srebrem,potem żelem anty a i tak mnie swędzą i drażnią bo chuj wie co tam siedzi;(.

Psyche ww ruinie ,nie ?

X-men ww trasie,nie wróci na Święta.A tak po prawdzie to ja się boję tego powrotu.Nie wiem co przywlecze....Kierowcy transportu nie mają kwarantanny ale.....

I jak tu żyć ?

X-men jeździ z transportem medycznym.To teraz jest priorytetem w Europie.Nie ma problemu na granicach z ...pewnymi wyjątkami.Rumunia,Węgry...tam jest ciężko.Dania,Holandia,Niemcy spokojnie.Nie ma problemu z przekraczaniem granic.Każą jechać,nie sprawdzają,bo wiezie leki.Kiedy tranzytem jechał przez Polskę,na granicy spotkał go szok.Celnicy wystraszeni w kombinezonach,goglach,maseczkach,przyłbicach ,wojsko,służby takie i siakie,z odległości go kontrolowali.Ktoś tam z tirów mu zagrodził drogę,bo kolejka ale jak zobaczył oznakowanie to puścili.Tak ma pierwszeństwo.Niestety,kiedy wyjeżdżał w trasę nie było takich obostrzeń i nie dostał krzyża czerwonego na drogę.Musiał go sobie zrobić sam.Krzyż jest widoczny z daleka,do tej pory nie było wymogu ale to jednak ułatwia przekraczanie granicy.No to zajebał kawałek taśmy okalającej jedne z parkingów i zrobił sobie prowizoryczny....





Na Węgrzech stan wyjątkowy,jedziesz tranzytem,wolno tylko stawać na parkingach wyznaczonych.Masz 48 godzin na przejechanie kraju.Potem Rumunia....Ogromne utrudnienia na granicy a potem... Potem masz przeprawę przez Karpaty,jedziesz serpentynami,jest pusto,pięknie i niebezpiecznie. W końcu parking przed granicą z Mołdawią gdzie tylko barany i kundle....




W Mołdawi....jedzie do Kiszyniowa.Potem dostaje zlecenie na Wiedeń.To jedziemy na Wiedeń,wybija trasę na gpsie ,dojeżdża do granicy a tam Rumuni....każą zawracać bo NIE.NIE tędy droga na Wiedeń,wróć do przejścia którym wjechałeś do nas....KURWA !!!
Tyle kilometrów w plecy i zmęczenie....

CDN>