sobota, 18 sierpnia 2018

Kozia broda,kolorowe jeziorka i lniane gacie

zadziwiający grzyb o niesamowitym zapachu.Takie wspomnienie tego lata.Znajomy znajomej znalazł go na podwórku pod dębem,będą ponoć z niego niezłe flaczki .


A potem byłą wycieczka do ---->>> KOLOROWE JEZIORKA
Warto zobaczyć acz ich koloryt i piękno i istnienie zależy od pory roku,ilości deszczu i takich tam.Nie doszłam do ostatniego,bo to był kolejny już punkt wyczerpującej wycieczki, dzień mocno gorący,jeziorka miały inny kolor niż powinny a do tego ostatnie prawie że wyschło akurat.
Jednak te które zobaczyłam pięknie mi różne niedogodności wynagrodziły.Wiedziałam o nich od ---->>> dory
i skoro kierownica zaproponowała że zawiezie to z ochotą przyklasnęłam pomysłowi.



A tu klimacik taki,kolejny pałacyk/restauracja/hotelik.Tylko widok fosy i mostu bo do środka nie zaglądałam.
Na pożegnanie tamtych rejonów ,kolejny odkryty ukryty zabytek z bocianim gniazdem ww tle;)))).

Niedosyt mam po tych wakacyjnych dwóch włóczęgach.
Szkoda że ten weekend taki siedzący acz siedzenie w sklepie zostało nagrodzone.Chodzę za to z Rudką na spacery i odkrywam ze zdumieniem jakie zmiany w mieście mamy na plus ;).A wzmiankowane w tytule gacie sprawdziły się fenomenalnie w tych podróżach.Kupione z pewną taką nieśmiałością bo workowate,mną się jak diabli i jak ja w nich wyglądam ?!? Przymierzałam się do zakupu kilka lat . Aż tu wtem,przed wyjazdem do Lublina przecena resztek i są.Jak dla mnie w sam raz i szarość taka modna teraz. Idealny len na lato.Chłodzą kiedy trzeba,szybko schną po wypraniu.Chwalę sobie i biegam w nich co dzień;).

wtorek, 14 sierpnia 2018

bo ja nie jestem "kościółkowa" ale czasem i mnie zatyka

trzecia i ostatnia część mojej podróży w znane - nieznane. Zaczynałam od pałacu a skończyłam na ....




Pożegnałyśmy się i każda pojechała w swoją stronę.A rozrzut mamy spory;).
Mnie Zośka na koniec zafundowała fantastyczną niespodziankę. Lubię zabytki.Lubię zwiedzać.No to pojechałyśmy...

Kościół jak kościół,pomyślałam.Na zewnątrz chyba mur pruski ale na tych terenach to nic nowego pomyślałam....



A potem weszłam do środka.....

Dwa się takie ostały. Do tej pory bardziej znany ww Świdnicy.No ale ten w JAWORZE............szachulcowy..........WYMIATA !!! Z nakazu cesarza jest cały DREWNIANY !!!!!!!!!!!!! Można sobie o nim poczytać tu :JAWOR -Kościół POKOJU


I to byłoby na tyle chyba że jeszcze tu wrzucę kilka fotek ale nie tym razem;)))))))))))

sobota, 11 sierpnia 2018

Śladami lokalnych browarów i miasto którego nie ma czyli dalszy ciąg włóczęgi

Czar lokalnych mini browarów.Jest co smakować,co próbować.Nie dziwię się że zawsze sale były pełne.


Pałac to nie tylko moje zasłony.To również z pietyzmem "z niczego" odnawiane kolejne sale.Odszukiwanie fragmentów zapomnianej historii...
To proszępaństwa winda towarowa którą przewożono jedzonko dla państwa;).No sprytna rzecz bo po tych służbowych schodach ze zdjęcia ciężko byłoby nosić zastawę ....

A tu kubeczek.Ha,to zagadka pani kustosz.Nikt niee odgadł że służył on.....panom z wąsami !!! Żeby nie zatopić ich w napoju ;)))).





Ciekawostką jest ostatnie zdjęcie - w tych annałach ,zbiorach koneksji rodzinnych ,powiązań rodowych itp - jedyny taki w Europie ponoć,swój rodowód usiłował wywieść niejaki Hermann Göring ....Księga w której szperał zaznaczona była specjalną zakładką.Niestety nie udało mu się .
W pałacu podczas wojny mieścił się sztab organizacji TOD



Są też nieliczne ale jednak ślady po najmroczniejszej części historii tych okolic

Nie zwiedziłyśmy żadnej twierdzy,zabudowań obronnych.Myślę że kiedyś się umówimy na zobaczenie np. tajemniczego kompleksu RIESE- OLBRZYM.....

Wokół pałacu są /były zabudowania gospodarcze.Część z nich odbudowano i mieści się tam - hotel,hostel i ...minibrowar
Nie byłabym sobą gdym tam dziewczyn nie zaciągnęła;))))

Było warto! Piwo lokalne mają pysszzne!!! Można też kupić niewielkie buteleczki - czyli próbki na wynos.Rzecz jasna kupiłam dla X-mena.


Lada ogroooomna,sala gdzie podają również jedzenie spora.Obsługa to młodzi ludzie,znali się na cafffe macchiato;))))). Do tego robili przepyszną lemoniadę.Mania ją piła,ja spróbowałam i potem kilka razy zamawiałam w innych miejscach i już to nie było to samo....

Po solidnym odpoczynku ruszyłyśmy tam gdzie w sumie nic nie ma czyli-------------->>>

MIASTO WIDMO - MIEDZIANKA

Historii opowiadać nie będę ,jest ciekawa ,można sobie poczytać.

Nie omieszkałyśmy zajrzeć do powstałego w 2015 roku browaru ;). Stanął na miejscu poprzedniego ,jednak w bardzo nowoczesnej odsłonie.


Mieli wybór piw ,ja zdecydowałam się na takie dziwne - PIWO Z MNISZKA.No nie umywało się do piwa z Jedlinki ale miało swój niepowtarzalny smak.Nie powiem,chętnie się bym napiła jeszcze raz;)).
Po drodze zaliczyłyśmy jeszcze DOM DO GÓRY NOGAMI.robiłam jakie takie zdjęcie,bo wyszła pani z mocno kwaśną miną dając mi do zrozumienia że trzeba kupić bilet a nie focić bez !!! Płot też to mówił dosadnie ale ja jestem wysoka;))))))).


Tyle fantastycznych wrażeń,tyle pogaduszek,niezmiennie bawi mnie wizja CZTERECH czarownic w samochodzie.;))))).
Dziewczyny to mocne zawodniczki,siadwyały sobie na ganku wieczorem i gadały,gadały,gadały. A ja biedna padałam o 22.No jak dziecko! ;))

ZDJĘCIE SIĘ POWIĘKSZY KIEDY NAJEDZIESZ NA NIE MYSZKĄ !!!
C.d.n.

piątek, 10 sierpnia 2018

szwendaczka ciąg dalszy czyli rajza w Karkonosze , sabat czarownic i zasłon czar

wyjazdy,miejsca które zwiedzam są dla mnie kolorami.
Brzozówka błyszczy się ww słońcu jak kryształ górski.Lublin był świetliście ciepły,miejsce do którego udałyśmy się w miniony weekend było i jest dla mnie MROCZNE.
Nie znajdę w tej chwili odpowiednich słów,to nie aż kopalnie morii,niemniej ten klimat się tu plącze.
I pewnie też dlatego tak ciężko było mi się zebrać do opisania tej wyprawy zorganizowanej wszak w całkiem frywolnym stylu by zobaczyć w odpowiedniej oprawie zasłony, które szyłam kiedyś do prawdziwego PAŁACU.
Star (bezodwrotu) pokazuje na swoim blogu lokalne autostrady i mnie przyszło to zrobić,mamy porównanie;).
Zimna Zośka zgarnęła mnie z umówionego miejsca i ruszyłyśmy autostradą A4 na Wrocław.Jest takie tam jedno miejsce,w którym się lubię zatrzymywać.Mniej więcej połowa to drogi -mop na Górze św.Anny

Panie miały problem z kawą Zimnej,bo kto zamawia w podróżnym barze "caffe macchiato"?!?
Jakoś przebrnęłyśmy i pojechałyśmy dalej.

Droga była piękna.Ruch niewielki,za to WIDOKI !!!

Pod wieczór byłyśmy na miejscu.Z przyjemnością wypatrywałam zielonych framug domku na wzgórzu;))).



Zdjęcie robione o poranku dnia następnego,stąd to radosne słońce;).
I tu zaczął się właściwy etap naszej podróży pt "PAŁAC JEDLINKA zasłony tuv;)))"


Droga do jedliny była bardzo urozmaicona krajoznawczo,widoki zapierały dech a towarzystwo...towarzystwo było towarzyskie i rozgadane;))

Pięknie się prezentuje bryła pałacu.Niestety wnętrza ograbione prawie że ze wszystkiego jednak powoli,powoli pojawiają się niektóre elementy umeblowania,sztukaterie,rzeźbienia,piece !!!(rozkradzione do ostatniego kafelka ostały się tylko trzy).

Przemiła pani kustosz oprowadziła nas po pałacu ,nie tylko nas ,bo byli jeszcze i inni turyści aż w końcu dotarłyśmy do TEJ sali....



Ale miałam frajdę!!!!!!!!!!!! wszystkim gościom obwieściła kim jestem,czyli krawcową co szyła zasłony hyhyhy ;))) .

ABY POWIĘKSZYĆ ZDJĘCIE ,TRZEBA NA NIE NAJECHAĆ MYSZKĄ !!!!!!!!
c.d.n.