niedziela, 29 lipca 2018

kiedy niespodziewanie włączy ci się gen szwędaczka...

zasadniczo nie posiadam całego ale jakieś tam ciągoty mam.
Kilka dni temu zadzwonił telefon.Kolega Tetryk się pytał czy pojadę,bo on akurat się wybiera i ma wolne miejsce w samochodzie.W zasadzie to ma trzy wolne miejsca i ewentualnie jedno może zostać zajęte przez moją skromną osobę....
Prosto tak nie jest,wszak pracuję w hufcu ,są zamówienia i trzeba się dostosować.Jednak udało mi się wszystko pięknie poustawiać i oddzwoniłam że jadę.
Noc z piątku na sobotę była dla mnie dość męcząca.Reaguję na fazy księżyca a to pełnia właśnie i zaćmienie stulecia.Udawałam że śpię by się zerwać o 4,przed budzikiem trzy minuty i z duszą na ramieniu potuptałam na przystanek.
Lokalny przewoźnik głosił że o 5,20 zawiezie mnie do Krakowa,jednak istniało spore ryzyko że nie zjawi się wcale.
Na przystanku rozrabiali menele ,było mi trochę nieprzyjemnie i busa wyglądałam jak zbawienia.Dwie minuty przed czasem JEST!!!
Elegancko dotarłam do Krakowa gdzie kolega Tetryk mnie zgarnął.Zaliczyłam przy okazji lokalny targ,gdzie nabyliśmy przepyszny chleb z czarnuszką i równie dobry sernik bez czarnuszki.
Śniadanie mistrzów i wiooooo w drogę.
Pogoda piękna,upalik,w aucie szyberdach, droga pusta,i tak w świetnych humorach dojechaliśmy do Brzozówki.



Nie chciało mi się wyjeżdżać.Naprawdę.Było tak urokliwie że najchętniej bym została.Jednak u celu też czekali fajni ludzie,miałam odwiedzić ich po raz pierwszy ,miasto było mi mało znane to w końcu zebraliśmy się do dalszej drogi.

Droga była niezła,aut znów niewiele,trochę popadało,jednak słonce było górą kiedy wjechaliśmy do Lublina....


Tetryk był gościem przewidzianym i zapowiedzianym ale ja jechałam jako NIESPODZIANKA:))))
Zaskoczenie się udało,było całkowite.Bawiłam się świetnie. Knezie okazali się przemiłymi gospodarzami.
Okrutny Kneź robił za przewodnika, po wieczornym Lublinie.Akurat trwał Festwial Sztukistrzów....


Następnego dnia krótki spacer dla rozprostowania nóg i widziałam trolejbus;))))))))))))


A potem to już powrót do domu.
Nie,to nie było takie proste!
GPS robił wstręty i nasz wyjazd z miasta wyglądał tak.....tak dziwnie że aż nie do uwierzenia...

Nie ukrywam że Tetryk opanował w końcu GPSa który nie chciał nas wypuścić do domu,ja mu ciutkę pomogłam kierując się mapą (Tetryk ma takową w samochodzie) i dalej to już była przyjemność;)))

Dzielny Tetryk włączył przyspieszenie i w ostatnich dwóch minutach zdążyłam na ostatnio bus bezpośrednio do domu.
Podbiegam do wejścia aa tam w środku............dziki tłum stojących pasażerów!!!

- eeee czy pan mnie zmieści rzekłam żałośnie ?

- jak się pani tu wciśnie - rzucił kierowca.

-wskoczyłam na schodki,zatrzasnęłam drzwi i rozsiadłam się na podłodze;))))))))))).Miałam najlepszą miejscówkę spośród stojących.Pod koniec trasy to nawet siedziałam na fotelach ;)).
I to koniec wycieczki...

środa, 25 lipca 2018

i co tam słychać mocium panie?

żyje się.
X-men znów w drodze a dopiero co wrócił.No chłop zdesperowany,zarobić chce.Dostał nowy samochód i początkowo był pewien zonk.
Otóż problem dotyczył tzw."kurnika".To jest to coś co mastertrucki mają na dachu kabiny.Malenkie miejsce do spania.No lepsza nazwa kurnik niż trumienka więc....
W starym wozie był sporawy o ile to coś sporawym nazwać można.
Znaczy X-men bez trudu się mieścił a nawet wyciągał a chłop ma te 186cm wzrostu o ile się ostatnio nie skurczył,a powodów do tego miał co niemiara.
Z drogi zadzwonił i stwierdził że....chciał wejść do kurnika i się przespać ale wchodząc się zaklinował . Tak dokumentnie zaklinował że jak już się uwolnił,to dwie noce przespał na siedzeniach w kabinie. Niby nic wielkiego ale to nie jest szczyt wygody a chłop mój młodzikiem nie jest...
Z powodu pewnych okoliczność,niezależnych od niego miał do przejechania 2000 km w ciągu 24 godzin.W tym przeprawę pod kanałem La Manche co niby trwa 35 minut ale ILE CZASU ZAJMUJE DOTARCIE DO POCIĄGU to się można zdziwić.Bywa że i trzy,trzy godziny! A przecież chwilę odpoczynku też trzeba sobie zrobić i jednak się przespać.
Zdążył prawie na czas,był pól godziny później,do przyjęcia znaczy .
A ja ?
Cóż,szyję.Ten miesiąc słaby jest,bo to wszak wakacje,piękna pogoda czasem bywa,kto tam myśli o zasłonach czy firankach.No ale coś tam wypracowałam,czekam na wypłatę acz się okazuje że to nie taka prosta rzecz.No jak to nie prosta? Ano nie ma kto zaksięgować mojej faktury...ale to już inna historia...

środa, 11 lipca 2018

ból nóżki, niebieski plasterek i krzesełko....

jak pisałam wcześniej ból nogi mnie obezwładniał na tyle że odważyłam się łykać prochy.
Sabat Czarownic pomógł mi w myśleniu ( nie ma to jak świeże powietrze,stodoła,spanie na sianie i nalewka z róży),od razu perspektywa się zmienia ;)).
Prochy odstawiłam z myślą o trunkach ale i przy pomocy magicznego plasterka.Kiedyś o nim tu wspominałam ( a raczej w moim poprzednim życiu na nieistniejącym blogu).Plaster akuracik miałam kupiony , zabrałam ze sobą i Zimna Zośka mi go nakleiła.( Odpowiednie klejenie na obolałe miejsca kosztuje u ortopedy 80zł.....).POMÓGŁ !!!
Do tego moczenie na basenach w Solcu.Bąbelki na leżance i solanka.Bomba;).
W drodze powrotnej przemyślałam powód czy też źródło problematycznego bólu i wpadłam na pewien pomysł.Otóż krzesełko i układ nóg przy szyciu !

Tak wygląda moje miejsce pracy:

Wydaje mi się że pedał jest ciut inaczej zamontowany niż w pozostałych maszynach.Chodzi o odległość pedału od lewej nogi stolika.

Tak wygląda gdy szyję naciskając pedał prawą nogą.Tak szyłam od zawsze w moich domówkach mam z tej strony pedał i w overlocku też.Tutaj jak chcę szyć prawą nogą , to lewa jest prawie że na wylocie z boksu!
Mam daleko do nożyczek,igielnika itp.
Jeśli szyję naciskając pedał lewą nogą to wtedy siedzę jak przy moich maszynach.


I dlatego używam lewej nogi ( tej która oj boli)
I teraz odkryłam że moje kłopoty związane są z krzesełkiem.

Nie jest za ciekawe delikatnie rzecz biorąc.Do tego ma metalowe obręcze.

Jak widać na zdjęciu kiedy macham lewą nogą moje podudzie naciska na metal ukryty pod tą niby zieloną otuliną.Dokładnie w miejscu bólu jest największy nacisk.Więzadło się zbuntowało i lepiej nie będzie.Muszę przemyśleć jak to obejść bo długo nie pociągnę....

PO NAJECHANIU MYSZKĄ I NACIŚNIĘCIU ZDJĘCIE SIĘ POWIĘKSZA

poniedziałek, 9 lipca 2018

ol inkluzjmi , Brzozówka,i ból kolana


- no to jak z tym wyjazdem ??? - znienacka zapytała znajoma.

- eeeeeee ,yyyyyyy,mmmmmmm no kurwa w końcu braknie mi liter alfabety pomyślałam

- wiesz, przyjadę po ciebie i oczywiście cię odwiozę.

- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA:)))))
Bo mnie proszę państwa napierdalało kolanko.A raczej lewa strona nóżki na wysokości lewego kolanka. To już trzeci atak bólu w tym roku a że byłam akuracik u wracza to dostałam prochy i skierowanie na to i owo.
Chodzę do lekarza o 7 rano,jeszcze cala reszta była zamknięta ( no kto widział pracować od 7,30!!!) to się jeszcze zapisać nie zdążyłam,jednak prochy wykupiłam.
Bolało tak aż mdliło.No i weź tu wytrzymaj trzy godziny w aucie?>!!? Prochy pomogły ,jednak ja wykoncypowałam że po kija pana ma wjeżdżać w miasto,się spotykamy na stacji benzynowej na obrzeżach,przy trasie szybkiego ruchu,no idealnie.
Nie,no autobusów też miałam po kokardę,polazłam pieszkom.
Się spóźniłam,bo lazłam godzinę i jeszcze kurwasz schody po drodze.Kto wymyślił schody?!? Z tym moim kolankiem ciężko było.
W trasie ....no w trasie widoki,pogoda MARZENIE.





Kieleczczyzna jest przepiękna.AA te kolory !!!



To przefajna ptasia skarpa.Masa gniazd jeżyków ,kiedyś tu zamieściłam zdjęcie gdzie prawie każda norka miała lokatorów.Teraz skarpa wymarła.Widać ślady opon,brali piach i wystraszyli ptaszki;(.

Urokliwa leśna kapliczka,nie do wypatrzenia z okna samochodu,czyli już blisko do Brzozówki;).


I witaj gospodyni;))))



Potem było coraz lepiej;))))))))))




Urokliwe zakątki posesji(mało deszczu,susza to i staw mikry się zrobił)






Jak widać było "ol inkluzjmi" czyli czym chata bogata i co gospodyni ma pod ręką;)>




Nie obyło się bez sabatu czarownic;))))
czyli nocne rozmowy przy nalewce z róży.



Na drugi dzień to było leżenie z nogami w górze;) z "pytonem tygrysim" u powały;))))



Do tego straszył nas LEON:))))





Niejaka FIJONa natomiast rozgościła się na naszych kolanach jak nigdy dotąd i cza było znosić;))))


A potem nastał czas pożegnań.......


I droga powrotna....




Czy muszę dodawać że było CUDNIE ??? :)

czwartek, 5 lipca 2018

pani od żaluzji!!! Haaaalo,pani od żaluzji!!!

zostawmy półpaśca na razie w zawieszeniu,bo wszak nic nie poradzę na chwilę obecną.Faktu nie zmienię,czas pokaże,to po co się zamartwiać na zapas?

Wczoraj 10 godzin w pracy z dojazdem 12,dziś 14 bo mi autobus nr dwa zwiał.
Cóż,jeśli pierwszy jest opóźniony to potem za pierona nie zdążę na następny i trzeba było czekać 30 minut..A!A!A!

Ale za to mam TRZY dni wolnego!!!
Bo odszyłam wszystkie zlecenia do soboty,zaznaczyłam że mnie nie ma i ufffff.W pracy dopiero w poniedziałek.
Wrzucam na fb szybkie wpisy o tym co się dzieje ,napiszę i tu :

1.Wkurwia mnie nieprzeciętnie pewien rodzaj klienta.
Otóż np.mam uszytą zasłonę,chcę ją złożyć,robię to na stole krojczym w LM.Normalka.Ludzie przechodzą mimo.W pewnym momencie czuję szarpnięcie ,aż czasem wypada mi materiał z rąk.Nosz kurwa musi kobieta jedna z drugą POCIĄGNĄĆ I POMACAĆ bo umrze.WIDZĄ co robię,widzą że składam ale kurwa muszą pociągnąć...
Bywa że nagle szyję zygzakiem bo cipa chciała sobie obejrzeć co ? No materiał który szyję własnie... Mówię,pokazuję,wyjaśniam że są całe regały z materiałami,że wiszą wzorniki opisane dokładnie (cena,gatunek,rodzaj,kolory itepe,nawet kurczliwość podczas prania ) ale przyssają się jak pijawki do tego co robię i szlus.


2. Kolejny rodzaj klienta to "Mówię do pleców ".
Siedzę w moim kantorku a raczej otwartym boksie.Mnie widać ,chociaż nie zawsze.Siedzę i myślę/szyję/pruję/szpilkuję czyli jestem zajęta PRACĄ. Dźwięki do mnie dochodzą a jakże,czasem mimowolnie słyszę nieciekawe rozmowy,durne telefony,awanturki sklepowe i takie tam.

Czasem słyszę - HALO!!! CHCIAŁAM SPYTAĆ ?....

Czy pani może....

Czy pani wie...
Na początku nawet reagowałam,wiadomo nowość, co skutkowało często błędami w szyciu bo raz że się rozpraszałam,dwa że szyłam krzywo,trzy no nie wiem,coś tam zawsze wynikło.
Moja najczęstsza odpowiedź brzmi - NIE WIEM PROSZĘ POSZUKAĆ OBSŁUGI,JA TU SZYJĘ ,NIE ZNAM SIĘ NA ASORTYMENCIE SKLEPU !!! (wielkim markecie,piętrowym,z masą towaru!!! )

Ostatnio dla zdrowia psychicznego nie reaguję na takie zaczepki, bo często akuracik były zwrócone do konkretnej osoby z obsługi działu. I święte oburzenie - bo ja nie odpowiadam. Nosz kurwa nie mam oczu w plecach!!! Stoi sobie taka pinda trzy metry dalej i coś niby do mnie mówi.Ja nie wiem a raczej moje plecy nie wiedzą że to do mnie ! Czy tak trudno podejść od strony twarzy? Często bywa że staną. I tak sobie stoją z boku.Mój mózg łapie obecność kogoś,ale nie wgłębiam się kto i po co stoi,bo SZYJĘ. I znów problem.

3.Dziś za to koleżanka pojechała;)))))

Słyszę gromkie wołanie - Halooooooooo,Haloooooo,pani od karniszyyyyyyyyy....

Halooooooo,(machanie rękami doszło ) Pani od karniszyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy!!!

Akurat cięłam na stole krojczym i miałam wgląd w akcję. Klientka dobre 15 metrów od koleżanki.Koleżanka zajęta na innym stoisku , milczy.
Klientka w końcu rusza w jej stronę - Pani MNIE NIE SŁYSZY!!!
Koleżanka - słyszę.Ale przecież nie będę do pani odwrzaskiwać przez pól sklepu ,prawda? :D

środa, 4 lipca 2018

będzie krótko,bo nie bardzo jest o czym pisać

przybyłam dziś do pracy po porannej wizycie u rodzinnego lekarza.(mamie leki,sobie leki i skierowania do specjalistów bo jak można to czemu nie ) A w hufcu afer bo......................... jedna z koleżanek skarżąca się na pogryzienie przez hgw,okazała się chora.Chora na pólpasiec!!! Nosz kurwa mać. Nigdy nie chorowałam mam nadzieję że się nie zarażę. A!A!A!

wtorek, 3 lipca 2018

nie wszystkie drogi prowadzą do domu

już,już wydawało się że wraca ale jednak kolejne palety gdzieś tam. Przynajmniej jemu pogoda dopisuje,jest w okolicach Anglii gdzie przebywa taki upa jakiego najstarsi Anglicy nie pamiętają ;). No gdzie te deszcze niespokojne i mgłami zasnuty krajobraz?
No ale tak jest chyba lepiej,więc nie narzekajmy.
Poznaje coraz i rusz nowe parkingi a raczej "service" gdzie zajeżdżają wszystkie "mobilki" z okolic. Niektóre są gigantyczne, zdolne pomieścić ze 200 tirów i jeszcze mają plac dla osobówek i camperów
Czasem idziesz spać w odosobnieniu a budzisz się w niezwykłym towarzystwie;))).



Od kilku dni ma spadek formy ten mój X-men.Chce wrócić,czas mu się dłuży,potrzebuje kilkudniowej chociaż przerwy.Brakuje mu kontaktu ,bo całymi dniami nie na do kogo gęby otworzyć.Czasem spotyka Polaków na parkingach ale to nie to samo co posiedzenie z rodzinką;).
Do tego doszły niewielkie kłopoty z żołądkiem.No jest przyzwyczajony do domowego jedzenia,długo byliśmy na diecie wegetariańskiej (córka wprowadziła a my przy okazji) a teraz nagle słoiki sklepowe.Na jednym z serwisów postanowił wziąć ich darmowe żarcie.Bo jak się zajeżdża na taki parking to dają bon na prysznic i na jedzenie często.KO SZ MAr NE.Tłuste i bez piwa się nie obeszło. Brrrr. Ale znam opinie z internetu,kierowcy nagminnie narzekają na ich jedzenie...jednak skoro chciał spróbować.
Kilka razy na dzień dzwoni,dla tzw."zdrowia psychicznego".W zasadzie ja milczę,żeby chłop mógł się wygadać. Niestety laptopik który wziął w podróż odmówił współpracy,chyba coś z gniazdem zasilającym się podziało i nawet pouczyć się języka nie ma jak.
Siedzi za granicą a raczej w Anglii tak długo bo pewnie część kierowców poszła na urlopy.Młodsi są,mają dzieci w wieku szkolnym a u nas wszak wakacje.
I tak to się toczy.

Szerokości!