środa, 19 września 2018

takie tam Kartoflisko sobie było

co roku są spędy ,gdzie spotykam w realu moich internetowych znajomych. Jednych znam kupę lat,innych troszkę krócej ale frajdą jest spotkać się w cudnych okolicznościach przyrody i pogadać o czymkolwiek by oderwać się od często siermiężnej rzeczywistości.
Było świetnie.Kto nie był niech naprawdę żałuje i tyle w temacie.Jakoś nie chcę się z nikim innym dzielić tamtymi chwilami.
To że dojadę na Kartoflisko było mocno niepewne bo X-men za granicą i jak się dostać na zgrupowanie? Do tego miałam panów gazowników na stanie i masę zamówień w pracy.

- gazownicy - kiedyś tam zrezygnowaliśmy z ogrzewania miejskiego (kłopoty,koszty rosnące z dnia na dzień itp_) .Cóż,sezon grzewczy się zbliża,trzeba było założyć nowe.X-men zdecydował - gaz.Weszła ekipa z polecenia,u sąsiada łącznie z wymianą starych kaloryferów robili dni CZTERY,to sądziłam ze w dwa u nas sobie poradzą.Na wszelki wypadek wygospodarowałam TRZY. W sumie byli tydzień.....
Miałam przez to kłopotów sporo.Panowie czyści - wysprzątali po sobie na błysk,to prawda.Niestety nie sprawdzili przyłączy wodnych dokładnie i ....i miałam lekuchne podtopienie w piwnicy.Czyli dobrze że nie pojechałam na spęd w piątek jak bardzo chciałam,bo po powrocie miałabym kryty basen...

- zamówienia - jednym z takich solidnych były kurtyny....Trudna praca dla jednej osoby .Bardzo trudna,bo kurtyna mierzyła 20m*3,5m jedna a szyłam dwie...

kiedy wszystko zostało wykończone,opanowane katastrofy,pozostało mi tylko toast wznieść za biesiadujących znajomych, i pożałować samą siebie że mnie tam nie ma.

Jednak....dzięki uprzejmości Wachistrzów którzy specjalnie podjechali po mnie oraz Tetryków którzy mnie odwieźli byłam !!!
Wiecie jaka to frajda?

Konkluzja - mniej gadać,mniej gadać,mam za długi jęzor ;))).Więcej słuchać !!!

Poranny spacer z hajduczkiem i Tetrykami był przyjemnością samą w sobie
Zrywałam owoce dzikiej róży na nalewkę,w skrytości ducha piałam z zachwytu nad czerwonymi koralami Hajduczka (czerwoneeee koraleeeee ....) i podziwiałam zdjęcia Lokaty;)))
Czeremcha wydotykana, owoce tarniny spróbowane,w końcu wiem co to pigwa i pigwowiec.Ponoć tam był też berberys,nie dane mi było skojarzyć pomimo iż kilkanaście razy obok przechodziłam;)

Pokój....miałam ci ja apartament !!! (hyhyhy przyjechałam na końcu,trzymali;))).W nocy wstałam,podeszłam do okna....taka cisza....takie zapachy lasu....i przeogromny kawał aksamitnego nieba gdzie panoszył się wielki wóz...Byłam bez okularów (jestem krótkowidzem) to ta przestrzeń wydawała się zamglona,migocąca i wręcz oszałamiająca.Spojrzałam na dół,a tam świetliki migotały wśród zarośli....jak cudnie.....A rankiem uświadomiłam sobie że to alarmy w parkujących samochodach;)))))



W pokoju był aneks kuchenny.

I kominek na jesienne chłody

Aneks sypialny oddzielony od reszty ścianką.

I niewielka ale bardzo czyściutka łazienka.Po prawej,niewidoczny był sedes

piątek, 7 września 2018

jak trudno zostawić za sobą dawne życie ...

od wypadku ( a było to wszak rok temu , bo 25 września będzie rocznica )z wyroków losu,fatum,przeznaczenia czy plam na słońcu powoli żegnamy się z tym co było by łatwiej przyjąć na klatę nowe.
Długo nie mogliśmy się zdecydować podjąć kroki ostateczne,bo życie nasze było wygodne.Z pewnością kokosów już nie niosło ale żyć się dało.Nie mieliśmy żadnych szefów nad sobą, nie było rywalizacji,premii,wyścigu szczurów itp atrakcji.Czego więcej chcieć?
Ano WOLNOŚCI.

(tak wiem nikt,nigdy nie będzie wolny do końca,nawet na bezludnej wyspie...)

X-mena przeczołgała po drodze praca w korpo (niemożliwe,to tak ludzie pracują? I jak wytrzymują ten stres ?) aż zdeterminowany został tym czym jest do teraz.Czyli KIEROWCĄ.
Nie,nie ma tej upragnionej wolności, jednak płacą godziwie i w terminie,co nieco zobaczył w świecie szerokim i jeszcze zobaczy .
Ja też znalazłam swój kąt a raczej swoją niszę,gdzie mogę się realizować.Serio lubię moją pracę. Lubię dotykać,oglądać,rozkładać bele materiałów,czasem rozmawiać z klientami którzy zadowoleni dziękują mi za szybką i perfekcyjną realizację zamówienia.( a te bywają zaskakujące)
Niemniej nasza przeszłość ciągła się za nami jak smród po gaciach.
Ale ileż można trzymać te sroki za ogon?
Tydzień temu X-men wrócił z wojaży i zabrał się na serio do zamknięcia jednego z etapów działalności.
Już nie sprzedajemy książek.Koniec,finito,finisz,temat zamknięty.
Był to bardzo ciężki i męczący czas.Zebrał z terenu pozostałości,popakował i wysłał.Pakowanie tony książek to jest wyzwanie.Proszę mi wierzyć że jest ogromne!!!
Wyszły od nas cztery palety.Hm,to raczej dwie tony a nawet trzy! Bardzo ,bardzo zmęczony .Pakowanie do pudeł,potem noszenie ich na salę,potem szykowanie palt,potem wynoszenie pudeł na palety,potem ustawianie,potem streczowanie,potem zabezpieczenie przed deszczem a potem wkurw bo kurier miał focha i nie podjechał.MIAŁ FOCHA !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!.
Tuv rzekł - ja chyba dopiero odpocznę gdzieś na parkingu w Anglii.Tak,tam się wyśpię do wypęku i poleżę czekając na zlecenie... (jeździ się na czas,jest to na granicy wytrzymałości ale potem jest odpoczynek nawet trzydniowy ).
Do tego dochodzą jeszcze robótki domowe.
Musimy ochronić przestrzeń wokół kominów. Ptaszyska przebrzydłe w kołnierzach ochronnych wydziobały dziury wielkości pięści !!! Przy większym deszczu woda leje się na poddasze.Dziury wydziobały w blasze ołowiowej! Gdzie instynkt przetrwania,wszak to trucizna?!?
No i jeszcze jeden szczególny kwiatek - ogrzewanie.
Postanowiliśmy jeszcze w kwietniu zrezygnować z ogrzewania miejskiego .Czyli Tauron papa.Sporo za tym przemawiało.Szczególnie opłaty.I...cóż.Nigdy w domu nie było NAPRAWDĘ ciepło.( kiedyś tam,kiedy kaloryfery były starego sortu i owszem.Przy nowoczesnych temperatury zimą nie powalały a mamy przecież ostatnio zimy słabe,gdzie te dawne mrozy? )
Zbliża się jednak wielkimi krokami okres grzewczy.Mama też potrzebuje ciepła,my przetrwamy jakby co , ona nie .
W poniedziałek wkraczają gazownicy.Jest to dla nas ogromne obciążenie finansowe,nie ukrywam że mam serdecznie dość,niemniej co? Ognisko mamy palić w domu?
Mamy nadzieję że jak wróci X-men z trasy to nareszcie,nareszcie będzie mógł odpocząć tak po domowemu.W pieleszach ,rozpieszczany przeze mnie .Że nie będzie się zrywał o 4 rano,że będziemy mogli iść na piwo lub kawę albo nawet zjeść obiad na mieście.
A ....zapomniałam.Pozbyłam się lampy.Na fb kiedyś pisałam że mnie doprowadza do szału.
Bo sypialnia od dwóch lat ,to w zasadzie nie sypialnia a pracownia.Ściągnęłam do niej maszyny z poddasza,bo było mi łatwiej.Niestety łoże wylądowało centralnie POD LAMPĄ sufitową.jak był X-men to oj tam,nie przeszkadzało mi to mocno.Ale jak wyjeżdżać zaczął....No ciężko mi było zasnąć pod lampą wiszącą nad głową.Zmieniłam miejsce - nogi z głową i odetchnęłam.Jakby co nogi dostaną.A dziś....dziś X-men nareszcie lampę zdjął i wywalił do śmietnika.To ostatni element który nas łączył z jeszcze dawniejszym życiem ....życiem w Częstochowie.
Sznurki przecięte.Jeszcze nie wszystkie ale sporo.Idzie nowe....